Wiosna to czas jej kwitnienia.
Bardzo popularna u nas roślina... wiosenną porą pięknie ozdabia okolicę swoim obfitym żółtym kwieciem.
Ja bardzo ją lubię i korzystam z tego krótkiego czasu, kiedy możemy nią cieszyć oko... przynoszę małe gałązki do domu, chociaż za każdym razem - gdy ją zrywam - drżę w obawie, że w końcu komuś nie spodoba się to, że ogołacam piękny krzew na podwórku :)
No cóż... nie mogę się oprzeć :))
Żółty kolor forsycji pięknie skomponował się z szarym obrusem.
Ciekawostka:
Nazwa forsycji związana jest z nazwiskiem szkockiego botanika Williama Forsytha.
Niby zwykły niedzielny obiad, niby normalny obrus, niby normalne kwiatki... a zrobiło się jakoś odświętnie, jakoś przyjemniej... a i "zwykłe" jedzenie jakoś lepiej smakowało :) Niektórzy powiedzą, że dobry obiad, to dobre jedzenie. Zgadza się, ale ładnie podane dobre jedzenie to podwójna przyjemność :) Jedno nie wyklucza drugiego, a wręcz przeciwnie... pięknie się uzupełniają :)
Warto wykonać - niewielki przecież - wysiłek i zadbać o szczegóły, które (na pozór) nie mają większego znaczenia.
A jednak...
Piękna aranżacja stołu :)
OdpowiedzUsuń:)
UsuńPewnie, że podanie posiłku ma ogromne znaczenie, przecież je się również oczami :)))
OdpowiedzUsuńTwój stół prezentuje się wspaniale, prześliczny obrus.... marzy mi szary, lniany :)
Pozdrawiam cieplutko, Agness:)
Dziękuję za odwiedziny i... zapraszm ponownie :)
UsuńForsycja to jedno z moich ulubionych wiosennych drzewek w moim ogrodzie. Podziwiam je codziennie i napatrzeć się nie mogę. U Ciebie na stole wygląda po prostu pięknie:)))
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Cię serdecznie i ciepło:)))
Niestety nie mam jeszcze ogrodu (ale już niedługo), o którym marzę ;))) Będą i forsycje :) Dziękuję za odwiedziny i pozdrawiam :)
Usuń